Atsibylo, jak si było, prece jakri było i, jeste nikdy nebylo, aby jaksi nebylo.” (tłum. „Jak było, tak było, przecież jakoś było, jeszcze nigdy tak nie było, żeby jakoś nie było.”
Józef Szwejk
Historia naszej wyprawy ma swój początek w dniu 4 października 2009 roku. Pod wpływem opowieści red. Leszka Mazana o dzielnym wojaku Szwejku w głowach członków IPA Region Kraków – uczestników rejsu do Tyńca zrodził się pomysł wyjazdu do Pragi. Zadanie przygotowania wyprawy podjęli członkowie Zarządu IPA Region Kraków na czele z jego Przewodniczącym – Ryszardem Grabskim. Ponadto, z głosem doradczym, w skład zespołu organizacyjnego włączeni zostali redaktor Leszek Mazan – autor książek, „szwejkolog”, a także znawca literatury czeskiej – były korespondent PAP w Pradze oraz Bogusław Łacina, któremu nieobce są atrakcje ziemi czeskiej.
Wkrótce projektem programu wycieczki pod hasłem „IPA Kraków na Tropach Dobrego Wojaka Szwejka”, zareklamowano wśród członków naszego Stowarzyszenia możliwość wzięcia udziału w wyjeździe do Pragi. Bardzo szybko napłynęły pierwsze zgłoszenia uczestnictwa i sformowano dwie 20-sto osobowe grupy, które w maju 2010 roku (pierwsza w dniach 14 – 16 maja, a druga 28 – 30 maja) wkroczyły na szlak Szwejka.
W piątkowy poranek 14 maja 2010 roku, punktualnie o godz. 7.00, uczestnicy wyjazdu spotkali się na parkingu SRD na terenie KWP w Krakowie przy ul. Mogilskiej 109. Żądni wrażeń, po szybkim sprawdzeniu obecności zajęliśmy miejsca w autokarze. Przed nami trasa przez Cieszyn, Prerov, Frydek-Mistek, Olomuoc, Brno do Pragi. Kapryśna pogoda – chłód i padający deszcz nie miały większego wpływu na nasze humory. Zwłaszcza, że nasz przewodnik red. Leszek Mazan zaczął profesorski wykład, bogato dokumentowany nieznanymi faktami o meandrach wspólnej historii Polski i Czech oraz ich mieszkańców, od czasów Mieszka I po dzień dzisiejszy. Niektóre z nich budziły salwy śmiechu, mimo, że dotyczyły spraw bardzo poważnych, bo międzynarodowych. Dużo uwagi poświęciliśmy również postaciom Jarosława Haszka i dobrego wojaka Szwejka. M.in. oglądaliśmy filmowe adaptacje produkcji czechosłowackiej Dobry Wojak Szwejk oraz Melduję posłusznie! w reżyserii Karela Steklýego, z niezapomnianym Rudolfem Hrušínským w roli głównej. Ze swojej strony organizatorzy wyjazdu przygotowali niespodziankę w postaci okolicznościowych „mundurowych” koszulek koloru oliwkowego z logo wyprawy oraz śpiewniczki biesiadno-marszowe.
W taki sposób minęły pierwsze godziny naszej wycieczki, aż dotarliśmy do Lipnicy nad Sazawą, gdzie po powrocie z Rosji w ostatnich latach przed śmiercią mieszkał i tworzył Jarosław Haszek. Tutaj odwiedziliśmy kolejno: gospodę „Pod Czeską Koroną” (w której w latach 1921/1922 Jarosław Haszek tworzył kolejne rozdziały Przygód dobrego wojaka Szwejka), grób autora Szwejka na miejscowym cmentarzu, muzeum pisarza – niewielki drewniany domek w którym mieszkał i pracował aż do śmierci. Oglądnęliśmy pomniki Haszka. Jeden usytuowany przy drodze na miejscowy cmentarz oraz popiersie przed jego domkiem – muzeum. Z zainteresowaniem wysłuchaliśmy też relacji red. Mazana o historii powstania popiersia pisarza w roku 1983 z okazji 60-tej rocznicy jego śmierci.
„Pod Czeską Koroną” (którą obecnie powadzi wnuk autora Przygód dobrego wojaka Szwejka, Richard Haszek) pokrzepiliśmy nadwątlone siły potrawami z listy potraw konsumowanych przez Szwejka: zupą ziemniaczaną, pysznymi knedlikami z mięsem oraz piwem. Z żalem przyjęliśmy do wiadomości informację, że p. Richard jest nieobecny i nie możemy z nim porozmawiać.
W okolicach Lipnicy raz jeszcze rozprostowaliśmy nogi i po spacerze przez lasek przypominający Las Wolski oglądnęliśmy jeszcze pierwszy na świecie Pomnik Narodowego Podsłuchu, dłuta Radomira Dvorzaka – ogromne ucho wykute w skale kamieniołomu. Wg relacji red. Mazana natchnieniem dla artysty był narząd słuchu agenta Bretschneidera, który ongi doniósł, że w restauracji Pana Palivca muchy obsrały portret Najjaśniejszego Pana. Z uwagi na brak czasu zrezygnowaliśmy z oglądania usytuowanych w sąsiedztwie Pomnika Narodowego Podsłuchu pomników ust prawdy i podglądu.
Po około trzech godzinach jazdy autokarem dotarliśmy do Pragi i celu naszej podróży pensjonatu Chaloupka. Pensjonat okazał się być kamienicą, w której część mieszkań została zamieniona na hotel, a na parterze zlokalizowane zostały recepcja i jadalnia. Niewielkie pokoje zrobiły na nas dobre wrażenie, ale o przerwie na wypoczynek nikt nie myślał. Zwłaszcza, że wszystkich kusiła wizja spaceru ulicami Pragi nocą. W dodatku przestał padać deszcz, a z okien pensjonatu czarowała panorama miasta. Spacer po Malej Stranie i Starym Mieście rozpoczęliśmy w okolicach Ambasady Polskiej (ul. Valdštejnská 8), gdzie podziwialiśmy piękny park (szkoda, że spoza ogrodzenia) i górujące nad miastem Hradczany. Za naszym przewodnikiem sypiącym jak z rękawa opowieściami o historii miasta, jego mieszkańców i gości doszliśmy do piwiarni „U Kocura” (mekki szwejkologów i haszkologów z całego świata). Niestety w ten piątkowy wieczór nie było nam dane posiedzieć nad kufelkiem piwa w miejscu tak bliskim sercu patrona naszej eskapady. Brak wolnych miejsc stanowił przeszkodę trudną do pokonania. Ruszyliśmy, więc dalej. Wkrótce okazało się, że nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Tym sposobem mogliśmy poznać restaurację „Pod Trzema Dzwonkami” i serwowane w niej odmiany i smaki złocistego napoju.
Kolejnym punktem wieczornego spaceru był Most Karola, gdzie red. Mazan opowiedział nam historię jego budowy oraz zdobiących go wież i posągów. Po wysłuchaniu historii o św. Janie Nepomucenie wszyscy bardziej lub mniej przesądni ustawili się w kolejce by móc, choć przez chwilę, dotknąć figury i zdobień (ich pocieranie pomaga podobno w spełnianiu marzeń, więc dlaczego nie pomóc szczęściu). Z mostu przeszliśmy na Plac Krzyżowców, w którego centralnym punkcie stoi pomnik Karola IV Luksemburskiego, wielce zasłużonego dla rozwoju potęgi Czech i Pragi. Mimo późnej pory na trasie naszej wędrówki spotykaliśmy grupy turystów z różnych stron świata. Raz po raz błyskały flesze aparatów fotograficznych utrwalających napotykane na trasie spaceru obiekty.
Kolejny punkt spaceru „Praga nocą” stanowił pomnik autorstwa Davida Cernego „Sikający Czesi”, którym artysta uczcił wejście Czech do Unii Europejskiej. Uwagę oglądających przykuwał fakt, że basen, do którego dwóch mężczyzn oddaje mocz, ma kształt republiki czeskiej, a ich penisy są ruchome.
Spacer po zapadnięciu zmroku zrobił wrażenie nawet na osobach, które już kiedyś odwiedziły czeską stolicę – urokliwe uliczki, liczne kawiarnie oraz tętniące życiem mimo później pory ulice z pewnością zapadły nam w pamięć. Po północy, zmęczeni trudami podróży i wieczornym spacerem, wróciliśmy do pensjonatu i zadziwiająco grzecznie poszliśmy spać.
W drugim dniu po wspólnym śniadaniu ruszyliśmy do Muzeum Policji Republiki Czeskiej (ul. Ke Karlovu 1). Już na wstępie naszą uwagę zwróciła lokalizacja muzeum – były klasztor augustianów, z XIV w. Z zainteresowaniem oglądaliśmy eksponaty obrazujące historię czeskiej policji i straży granicznej od roku 1918 r. (mundury, sprzęt, uzbrojenie, wyposażenie posterunku); historię szkolenia policji – od przedwojennych kursów specjalistycznych do okres współczesny; ekspozycje związane z Policją drogową, służbą kryminalną i Interpolem oraz rekonstrukcje spraw kryminalnych, które przed laty wstrząsnęły społeczeństwem Czech. Część eksponatów przyciąga uwagę zwiedzających swoją oryginalnością, ma charakter interaktywny i umożliwia, szczególnie dzieciom i młodzieży wcielenie się w rolę policjantów – np. można samemu zdjąć odciski palców i porównać je z innymi liniami papilarnymi, zagrać na komputerze. Integralne części muzeum stanowią ekspozycja w zakresie ochrony pożarowej, miasteczko komunikacyjne i plac zabaw dla dzieci.
Z Muzeum Policji przejechaliśmy w rejon starego Cmentarza Olszańskiego. Cmentarza nieco zaniedbanego, gdzie można odnaleźć liczne polskie mogiły. Pamięć zmarłych uczciliśmy symboliczną minutą ciszy przed grobem matki Konstantego Ildefonsa Gałczyńskiego, Wandy z d. Łopuszeńskiej (primo voto Gałczyńska, secundo voto Razesbergerowa). Spacerując cmentarnymi alejkami wśród wielu monumentalnych grobowców i kapliczek odnaleźliśmy m.in. obelisk poświecony założycielom pierwszej i najstarszej organizacji sokolskiej w krajach słowiańskich („Sokół Praski”) Miroslavovi Tyršie i Jindřichowi Fügnerowi. Okazale wyglądał grobowiec rodziny Hrdličków. Nagrobek wykonany z czarnego i białego kamienia (postacie) przedstawia zrozpaczoną matkę żegnającą swego jedynego-ukochanego syna Hansa, któremu Anioł Śmierci otwiera drzwi do Zaświatów. Matkę pociesza sam Cesarz Franciszek Józef I.
Kolejny etap tego bogatego w wydarzenia dnia rozpoczęliśmy od romańskiej rotundy św. Marcina zlokalizowanej tuż za bramą Leopolda na Praskim Vyšehradzie. Słuchając opowieści red. Mazana o księżnej Libuszy, początkach państwa czeskiego podziwialiśmy wspaniałą panoramę miasta. Następnie przeszliśmy na szczyt wzgórza do miejskiego parku i pod kościół św. Piotra i Pawła, gdzie wśród rosnących drzew stoi galeria monumentalnych XIX-wiecznych rzeźb przedstawiających postacie z czeskich legend i opowieści. Z Vyšehradu przejechaliśmy w rejon dworca kolejowego Praga Główna, a następnie przeszliśmy na Plac Wacława (Václavské náměstí). Brak czasu spowodował, że zwiedzanie przyjęło formę spaceru. Oglądaliśmy m.in. Pomnik patrona Czech św. Wacława w otoczeniu patronów ziemi czeskiej, miejsce pamięci ofiar walki z komunizmem, fasady licznych budynków m.in. hotele, restauracje, reprezentacyjne sklepy miasta i biura. Z pewnym zaciekawieniem oglądaliśmy pracę naszych czeskich kolegów – policjantów zabezpieczających paradę „zielonych” maszerujących przez Plac Wacława.
We wnętrzu pałacu Lucerna, zbudowanego przez dziadka Václava Havla, zobaczyliśmy kolejne dzieło Davida Černego – „Wacława na opak”. Trup konia z wywalonym jęzorem, zawieszony za nogi u sufitu. Na jego brzuchu siedzi okrakiem święty patron Czech. Poza tym wszystko jest identycznie jak na właściwym pomniku.
Wędrówkę przez okolice Rynku Starego Miasta wykorzystaliśmy na jakże krótkie wizyty w restauracjach „U Pinkasa” (założonej w 1843 r.) i hotelu „U Prince”, który mieści się w całkowicie odnowionym budynku z XII wieku. Z tarasu na hotelowym dachu mogliśmy podziwiać wspaniałe widoki panoramy miasta, słuchać muzyków koncertujących na płycie Rynku. Krótki spacer po Rynku Starego Miasta wśród gąszczu turystów z rozmaitych zakątków świata to kolejna porcja niezapomnianych wrażeń zwłaszcza przy oglądaniu Ratusza i Zegara Astronomicznego (Orloj) pokazującego oprócz czasu, położenie ciał niebieskich.
Z Rynku Starego Miasta prowadzeni przez nieocenionego red. Leszka Mazana udaliśmy w rejon Josefov (Józefów), części Pragi od wieków zamieszkałej przez społeczność żydowską. Klucząc uliczkami oglądaliśmy Ratusz, Synagogi, Stary Cmentarz Żydowski oraz dom pogrzebowy, szeregi kilkupiętrowych cudnie zdobionych kamienic, w których mieszczą się butiki, sklepy z biżuterią i restauracje, ze stolikami ustawionymi przy samej ulicy. Przed restauracją „U Starej Synagogi” poznaliśmy tragiczne dzieje osób związanych z budową na Letnej, nad Wełtawą największego na świecie pomnika Józefa Stalina, zburzonego w 1962 roku oraz wzniesionym na tym miejscu metronomie. Przy synagodze hiszpańskiej, podziwialiśmy Pomnik Franza Kafki – nietypowe w kształcie kolejne, unikalne dzieło Davida Černego. Był to ostatni punkt na turystycznej trasie zwiedzania miasta, skąd po krótkim marszu dotarliśmy do stacji praskiego metro – Nàmèsti Republiky. Żółtą i czerwoną linią pokonaliśmy odcinek pomiędzy stacjami Nàmesti Republiky i IP Pavlova i bez przeszkód osiągnęliśmy miejsce gdzie Szwejk często chodził na piwo, „U Kalicha”.
W progu powitały nas gipsowe postacie dobrego wojaka Szwejka i agenta Bretschneidera. Tu również można było kupić czapkę Szwejka i inne souveniry związane z jego osobą. W głównej sali wypełnionej licznymi gośćmi dostrzegliśmy ściany upstrzone rysunkami i cytatami z powieści Haska oraz portret Najjaśniejszego Pana.
Gdy zajęliśmy miejsca przy stole kelnerzy przynieśli nam wielkie, litrowe kufle złocistego napoju oraz kieliszki „Beherovki”. Powoli też zaczęliśmy się oswajać z atmosferą legendarnej, być może najsławniejszej w Pradze, bo szwejkowej gospody. Czas oczekiwania na dania serwowane z listy potraw konsumowanych przez Szwejka umilały utwory ze starej szafy grającej oraz żywa muzyka w wykonaniu duetu złożonego z akordeonisty i trębacza. Dźwięki granych przez nich popularnych melodii zachęciły nas do chóralnego śpiewu „wybranych” pieśni biesiadnych, w którym wtórowali nam inni goście obecni „U Kalicha”. Jak zabawa, to zabawa.
W kulminacyjnym punkcie wieczoru red. Leszek Mazan, najpopularniejszy polski szwejkolog, uznając nasze dokonania na tropach dobrego wojaka Szwejka zaliczył naszą grupę do tzw. RUCHU SZWEJKOLOGICZNEGO – żartobliwego towarzystwa propagującego popularyzację książki i „szwejkowego” sposobu na życie. Ogłosił również listę wyróżnionych „zaszczytnymi tytułami” dla członków stowarzyszeń Szwejkowskich. I tak, tytuły otrzymali: Adam Bartczak – Dziadyga, Andrzej Gaczorek – Pieski Dziadyga, Krzysztof Burdak –Wicepierdoła, Ryszard Grabski – Pierdoła i Marek Woźniczka – Nasza Stara Dupa (na zasadzie doktoratu honoris causa).
W ten sposób dołączyliśmy do licznej rzeszy przedstawicieli różnych profesji tworzących wzajemnie rozumiejące i dobrze bawiące się towarzystwo. Biesiada trwała, aż do zamknięcia gospody i pożegnalnego toastu wzniesionego kieliszkami śliwowicy. W dobrych nastrojach wróciliśmy do pensjonatu Chaloupka, gdzie pod batutą Bogusia Łaciny spotkaniem z piosenką biesiadno-marszową zakończyliśmy ten bogaty w wydarzenia dzień.
W niedzielny poranek po raz ostatni spotkaliśmy się na wspólnym śniadaniu w pensjonatowej restauracji. Po zjedzeniu posiłku z żalem ruszyliśmy w drogę, lecz to nie oznaczało końca zwiedzania, gdyż czekały na nas jeszcze zamek Konopiszte i Slavkov koło Brna (znany na świecie jako Austerlitz). Po jakiś czasie autobus zboczył z trasy i zatrzymał się na parkingu w miejscowości Konopiszte. Z wielką przyjemnością rozprostowaliśmy nogi, po czym z ochotą ruszyliśmy turystycznym szlakiem. Na wysokim wzgórzu, w pięknym parku nad jeziorem górowała jasna bryła zamku, który od roku 1887 stanowił własność następcy tronu Austro-Węgier, arcyksięcia Franciszka Ferdynanda i jego żony, Zofii von Chotek. Po krótkim oczekiwaniu na swoją kolej mogliśmy zobaczyć olbrzymią kolekcję wypchanych zwierząt i broni myśliwskiej, a ponadto pomieszczenia mieszkalne z renesansowymi meblami i słynną miśnieńską porcelaną, salon księżnej Zofii oraz pamiątki zamachu sarajewskiego. Dowiedzieliśmy się również, że na przełomie XIX i XX wieku Konopiszte było najnowocześniejszym zamkiem w Europie – z instalacją elektryczną, windą sięgającą III piętra, łazienkami wyposażonymi w ciepłą i zimną wodę, centralnym ogrzewaniem. Pod względem zaawansowania technicznego przewyższał inne cesarskie rezydencje. Przebudowę zamku przerwała tragiczna śmierć arcyksięcia i jego żony w Sarajewie (28 czerwca 1914 r.). Wracając do autokaru oglądaliśmy rozległy park i rosnące w nim drzewa i rośliny, a w głębokiej zamkowej fosie śpiącego niedźwiedzia.
W ostatnim etapie na trasie do Slavkova i w drodze powrotnej do Krakowa towarzyszyły nam opady deszczu. Miejsce jednej z największych bitew okresu wojen napoleońskich, wg dawniejszej nazwy Austerlitz, oglądaliśmy ze wzgórza Żurań. Wzgórza na którym w czasie bitwy stał namiot Napoleona, a dziś znajduje się granitowy Stół Napoleona z mapą bitwy. Jadąc w kierunku Ołomuńca po drodze mijaliśmy przydrożne kapliczki upamiętniające ofiary bitwy. Na ostatni postój zatrzymaliśmy się w Starej Poczcie – ostatnim ocalałym z tamtych czasów murowanym budynku – pełniącym dziś obowiązki stylowej karczmy. Legenda głosi, że właśnie w niej wyczerpany trudami dnia Napoleon zasnął na snopku słomy. Do historii epoki napoleońskiej nawiązywały repliki armat i wozów oraz inne skromne pamiątki z tego okresu.
Przy ostatnich kuflach piwa wracaliśmy pamięcią do minionych dni, robiliśmy ostatnie fotografie. Bowiem niemal każdy z nas wykonał niezliczoną ilość zdjęć. Równie cennymi pamiątkami z wyprawy tropami dobrego wojaka Szwejka są także opatrzone autografami i dedykacjami książki red. Leszka Mazana „Wy mnie jeszcze nie znacie” oraz „Polska Praga czyli dlaczego Matejko lubił knedle”.
Po powrocie do Krakowa umówiliśmy się na podsumowanie minionych dni w gościnnych progach Kompanii Kuflowej Pod Wawelem.
Andrzej Gaczorek
Sekretarz IPA Region Kraków