Wszystko zaczęło się od „Pingwina”. Nie chodzi tu jednak o ptaka-nielota, lecz o kolegę Krzysztofa Jamrozika z Krakowa, który poza zawodowymi obowiązkami policjanta KWP, pochłonięty jest bez reszty pasją żeglarstwa. W jego wydaniu żeglarstwa przez olbrzymie „Ż”. Dwa lata temu udało mu się zorganizować rejs Pogorią, na który zamustrował sporą grupę koleżanek i kolegów „mundurowych”. W tym roku podjął się ponownie zadania zorganizowania rejsu dla kolegów i koleżanek z różnych miejsc Polski i Europy, a połączonych obecną służbą w resortach mundurowych lub osób z taką przeszłością. Stąd nazwa „Rejs służb mundurowych – Pogoria 2014”. W efekcie zestawiono załogę składającą się z obecnych i emerytowanych f-szy Policji i Straży Granicznej, ich rodzin i znajomych, a także sporą grupkę Rosjan z Moskwy i Kaliningradu, zawodowo i rodzinnie związanych z żołnierskim mundurem. Zaznaczyć należy, iż rejs to nie podróż w leżaku z drinkiem w dłoni, tylko przygoda z żaglowcem w pełnym słowa znaczeniu. Żeglarze podzieleni są na wachty i pod okiem zawodowej załogi wykonują swoje obowiązki na pokładzie i nie tylko. Co prawda planowana trasa rejsu była nieco inna, jednak rejs zrealizowano na bardzo atrakcyjnym kursie.
Początek rejsu to Genua położona nad Morzem Liguryjskim, nad Zatoką Genueńską, u stóp Apeninu Liguryjskiego. W oczekiwaniu na wypłynięcie, cała załoga szkoliła się w zakresie zachowania na statku, poznawała swoje obowiązki i zadania, a także poznawała statek, jego wyposażenie i zasady bezpieczeństwa. Już na tym etapie wyłoniono grupę chętnych, którzy przeszli szkolenie na rejach. Jest to jedyne zajęcie na statku, które nie jest obowiązkowe. Po prostu jest ono dość niebezpieczne, więc pozostawiono je dla ochotników. W okresie tych przygotowań był także czas na krótkie zwiedzanie Genui. Wyruszywszy w rejs, na chwilę Pogoria zawinęła do Imperii, skąd po zatankowaniu paliwa i słodkiej wody dzielna załoga wyruszyła w trasę na południe. Przychylność Posejdona pozwoliła tą część rejsu pokonać na żaglach, dzięki czemu od samego początku nastroje załogi były pozytywne pomimo, iż w takim przypadku jest naprawdę dużo pracy. Kapitan „Pingwin” skierował żaglowiec na Korsykę, gdzie pierwsze odwiedzone miejsce to Saint Florent. Małe miasteczko na północy wyspy, które lekko uśpione oczekuje sezonu turystycznego. Fantastycznie można było odczuć senność miejsca odwiedzając piękną XV-wieczną cytadelę i katedrę, które świadczą o tym, że St. Florent rozwijało się jako jedna z genueńskich twierdz obronnych, choć jego historia sięga czasów rzymskich. Miasto to słynie gastronomicznie ze swoich langust i czerwonych cefali, a odwiedzając to miejsce warto także skosztować endemicznego słodkiego muskatu. Kolejno Pogoria udała się do Calvi, gdzie załoga miała kolejną okazję do zejścia na ląd i zapoznania się „na żywo” z historią Korsyki. Niewielkie miasto, aczkolwiek zdecydowanie większe od poprzednio odwiedzanego portu. Do podboju wyspy przez Pizańczyków w X wieku, port pozostawał jedynie zlepkiem kilku domów i chat rybackich. Przybycie Genueńczyków zaowocowało wzniesieniem zaprojektowanej przez korsykańskiego szlachcica Giovanninello d’Loretto dużej cytadeli. Obecnie w jej obrębie nadal znajdują się koszary Legii Cudzoziemskiej, gdzie stacjonują legioniści 2 Pułku Powietrznodesantowego. Ze skalistego wybrzeża można podziwiać przepiękne widoki i rozkoszować się korsykańskim słońcem. Po dniu zwiedzania Pogoria ruszyła w dalszą drogę. Kapitan skierował statek w kierunku Lazurowego Wybrzeża. Aby dopełnić atrakcji Posejdon zadbał o to, aby załoga odczuła jego potęgę. W tej części rejsu na Pogorię czekał sztorm. Jest to zjawisko nie do opisania, więc każdy musi to sam przeżyć i wyrobić sobie zdanie o nim, chociaż jedno ciśnie się na myśl i usta „Szacunek”. Szacunek dla ogromu i potęgi żywiołu, a także szacunek dla ludzi morza zmagających się z tą potęgą na co dzień. Oczekując na złagodzenie gniewu władcy mórz oglądaliśmy z pokładu Pogorii miasta Cote D’azur dryfując wzdłuż tego regionu. Oczekiwania nasze nagrodziła wizyta w Antibes, gdzie obejrzeć można kilka zabytków i co najważniejsze muzeum Pablo Picassa. Z tego miejsca „Pingwin” skierował statek do Nicei, gdzie rejs się zakończył. W Nicei również był czas na zwiedzanie i rozkoszowanie się urokami Cote D’azur. Część załogi korzystając z okazji i wolnego czasu odwiedziła Monte Carlo, część poświęciła czas na lepsze poznanie największego miasta Lazurowego Wybrzeża. Tak zakończono rejs i po przekazaniu Pogorii nowej załodze, udaliśmy się do domów. Nikt nie żałował tej przygody, a większość uczestników zadeklarowała udział w kolejnym rejsie za rok, o ile Posejdon i „Pingwin” się dogadają.
Tekst: Paweł Duroń Zdjęcia: Łukasz Hilarowicz, Paweł Duroń. Więcej zdjęć w zakładce GALERIA.