W dniach od 8 do 17 września 2012 roku pięcioosobowa grupa członków Regionu IPA Kraków przebywała w Bośni i Hercegowinie oraz Chorwacji. Plan wyjazdu był prosty – zobaczyć co się da i odwiedzić starych przyjaciół. Podróż rozpoczęliśmy z parkingu przy KWP w Krakowie, a ponieważ do dyspozycji mieliśmy dobry samochód to kilometry „uciekały” szybko. Nawet zbyt szybko momentami, co wyraźnie zasugerowali nam policjanci słowackiej drogówki. Na szczęście zawodowa solidarność wzięła górę nad chęcią wystawienia mandatu. Po wymianie uprzejmości i adresów pojechaliśmy dalej, ale już jakby wolniej. Dalsza część trasy upłynęła spokojnie i wieczorem po krótkiej odprawie granicznej wjechaliśmy do Bośni i Hercegowiny. Następnego dnia wyruszyliśmy w dalszą podróż. Droga przez BiH wiodła momentami przez bardzo malownicze okolice. Niestety sielankowy nastrój zakłócany był wcale nierzadkimi widokami pozostałości wojny z początku lat 90-tych. I tak dotarliśmy do Mostaru – przepięknego miasta o dramatycznej historii. Zaraz po znalezieniu parkingu ruszyliśmy zwiedzać starówkę i jej symbol – Stari Most. Most został zbudowany nad rzeką Neretwą jeszcze za czasów osmańskich, w drugiej połowie XVI wieku. Przez wieki był symbolem pojednania Wschodu z Zachodem – zarówno chrześcijaństwa z islamem, jak i katolickich Chorwatów z prawosławnymi Serbami. Symbol ten celowo zniszczyła chorwacka armia podczas wojny bośniackiej 9 listopada 1993 roku. Dramatyczny film dokumentujący to zdarzenie można obejrzeć w znajdującym się opodal małym muzeum. Zaraz po wojnie, w 1995 roku, przy wsparciu UNESCO i Banku Światowego, podjęto odbudowę mostu, w większości używając do tego wydobytych z rzeki oryginalnych elementów. Oficjalne otwarcie miało miejsce w 2004 roku. Zgodnie z tradycją młodzieńcy skaczą z niego do rzeki dla udowodnienia swojej męskości (teraz oczywiście za drobną opłatą). Po kilku godzinach ruszyliśmy w dalszą drogę do małej miejscowości Plat, oddalonej o niespełna 15 km od słynnego Dubrownika. Kolejne dwa dni poświęciliśmy na zwiedzanie tego wspaniałego miasta i jego okolic. O Dubrowniku zapisano już wiele stron więc można tylko powtórzyć – Stari Grad to prawdziwa perła architektury w całości wpisana na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. 11 września po obfitym śniadaniu pożegnaliśmy naszych gospodarzy w pensjonacie „Ana” i wyruszyliśmy w dalszą podróż. Po przejechaniu około 50 km zjechaliśmy z głównej trasy, aby w miejscowości Ston zwiedzić najdłuższe mury obronne w Europie. Pierwotnie mury w Ston miały długość około 7 kilometrów i składały się z murów miejskich w Ston, murów miejskich w Mali Ston oraz wielkiego muru, łączącego Ston z Mali Ston. W skład murów wchodziło 40 wież oraz 5 bastionów. W 1850 roku, po silnym trzęsieniu ziemi jakie nawiedziło południową Dalmację, część murów uległa zniszczeniu. W 2006 roku rozpoczęła się częściowa odbudowa murów oraz zabezpieczanie istniejącej fortyfikacji, którą widać na każdym kroku. Aktualnie do przejścia udostępniono około 900 metrów muru. Na świecie, tylko Wielki Mur Chiński jest dłuższy. Stąd, czasami można się spotkać z nazwą „chiński mur w Europie”. Spacer był dość wyczerpujący, ale wrażenia niezapomniane. Jeszcze tylko szybki posiłek, mocna kawa i ruszamy w dalszą podróż. Następny dzień to Park Narodowy Krka. Zaczynamy w miejscowości Skradin i po krótkim rejsie stateczkiem wycieczkowym schodzimy na ląd, aby już na własnych nogach przemierzyć jeden ze szlaków wiodących pomiędzy wodospadami. Po ponad 4-godzinnej wędrówce powróciliśmy do punktu wyjścia obok malutkiej przystani statków. Byliśmy nieco zmęczeni, ale nie aż tak, by nie zażyć odświeżającej kąpieli pod wodospadem Skradinski Buk. Po czym ruszyliśmy w dalszą drogę, która doprowadziła nas do następnej architektonicznej perełki Dalmacji – Trogiru. Na zwiedzaniu portu, wąskich uliczek i zaułków starówki spędziliśmy resztę dnia i kawałek nocy. Było warto! Następnego ranka zakupy świeżego prowiantu na okolicznym targu i ruszyliśmy w drogę, aby po kilku godzinach dotrzeć do jednego z bardziej znanych kurortów Biograd na Moru. Historyczne centrum Biogradu znajduje się na niewielkim półwyspie. Starówka z trzech stron otoczona jest nadmorskimi bulwarami oraz portowymi przystaniami. Centrum miasta jest świetnie utrzymane, a w ostatnich latach było sukcesywnie odrestaurowane. Kamienice mają jednolite, jasne, typowe dla Dalmacji elewacje i czerwone dachy. Przy porcie i wzdłuż nadmorskich bulwarów znajdują się restauracje i bary ze stolikami rozstawionymi na świeżym powietrzu. Duże wrażenie robi świetnie utrzymana zieleń, elegancko przystrzyżone trawniki i piękne palmy. Na nocleg udaliśmy się jednak do pobliskiej miejscowości Pakostane, gdzie ceny były zdecydowanie mniej „kurortowe”. Następnego dnia (nomen omen 13) okazało się, że w Chorwacji też pada deszcz. Po prostu nastąpiło krótkotrwałe załamanie pogody polegające na opadach i silnym wietrze. Silny wiatr towarzyszył nam również kolejnego dnia podróży, gdy udawaliśmy się na półwysep Istria. Po drodze jednak „zajrzeliśmy” na wyspę Krk, aby spotkać się z naszym długoletnim przyjacielem – Davorem. W czasie konsumpcji regionalnych przysmaków powspominaliśmy nasze spotkania w trakcie turniejów piłkarskich w Krakowie, a także pobytów urlopowych w Chorwacji. Czas upłynął w niezwykle miłej atmosferze i okazało się, że trzeba ruszać w dalszą drogę. Do campingu „Bi Village” w miejscowości Valbondon dotarliśmy późno wieczorem. A od rana Pula z jej Amfiteatrem rzymskim, Świątynią Romy i Augusta, Łukiem Sergiusza i wieloma innymi zabytkami z okresu starożytnego Rzymu. Ponieważ jeden dzień okazał się zbyt krótki, następne przedpołudnie było również poświęcone Puli. A po południu relaksujący, poobiedni spacer po Fažanie – małym miasteczku z wąskimi uliczkami, z ładną promenadą i małym portem, skąd wypływają stateczki na wyspy Brijuni. Małe łodzie kołyszą się delikatnie na morzu, a opodal rybacy tkają sieci. Dużo kafejek, konob i kamieniczek mieniących się różnymi kolorami. Króluje tu zapach grillowanych ryb, owoców morza i risotto. Dźwięk kieliszków na stołach miesza się z krzykiem mew. Z widokiem na zielone wyspy Brijuni to miejsce zachwyca. Niestety wszystko co dobre szybko się kończy. I tak powoli dobiegła do końca nasza wycieczka. Rano spakowaliśmy bagaże i ruszyliśmy w drogę powrotną do Krakowa z poczuciem niedosytu. Bo przecież jeszcze tyle zostało do zobaczenia….Więcej zdjęć w zakładce GALERIA.